Leniwy urlop
Listopadowa jesień jak zwykle jest taka depresyjna. Brak słońca powoduje, że jestem większym leniuchem niż zazwyczaj. Latem zawsze budzą mnie promienie słońca wpadające przez okna pałaciowe w sypialni, a teraz szaro-bura pogoda przypomina tylko, że okna trzeba w końcu umyć. Psiak tuca noskiem, żeby wpuścić go pod kołdrę, a tu z wyra trzeba wstać; kuchnię posprzątać, okna pomyć, firany poprasować, obiad ugotować i tak bez końca... Aaaa zapomniałam wspomnieć, że mam tygodniowy urlop i dlatego za porządki "przedświąteczne" obiecałam się zabrać. Poza tym kolejny pokój malujemy i garderobę postanowiliśmy wyremontować. I tak ciągle coś, a pogoda niiiie pomaga.
Ogródek zdecydowanie sobie odpuściłam tej jesieni. Były jedynie zbiory jabłek i winogron oraz warzyw. Choć dziś miałam ochotę na przechadzkę po ogrodzie z psiakiem i aparatem. W końcu!
W tym roku warzywnik skopała Pani Mama. Odwdzięczyliśmy się jej za to :)
I najpiękniejszy jak dla mnie widok. Wymalowane wejście do domu. Teraz ustawione są wiklinowe krzesła, zaś w przyszłości ma stać drewniana ławka. Latem przed wejściem stały hortensje w donicach, po pierwszych przymrozkach schowałam wszystkie doniczkowe rośliny do pomieszczenia. Teraz obmyślam jak "uświątecznić" wejście do domu.
Życzę moim Czytelnikom dużo energii na najbliższe dni... i sobie też :)
Chrabąszczyk