Nie boję się błędów: ogrodnicze wpadki, które nauczyły mnie najwięcej
Prawda jest taka, że mimo ponad dziesięciu lat spędzonych w ogrodzie, błędy zdarzają mi się co sezon. Czasem zabraknie czasu, albo życie wrzuci dodatkowe obowiązki i nagle jakaś ważna rzecz wylatuje z głowy. Innym razem intuicja szepnie: „spróbuj tak”, a w praktyce okazuje się, że trzeba było zrobić zupełnie odwrotnie. A czasami – pogoda ma własny scenariusz i żadne plany nie pomogą.
Dawniej bardzo się tym frustrowałam. Teraz patrzę na to inaczej – każdy błąd to po prostu kolejna lekcja, która sprawia, że z sezonu na sezon jestem lepszą ogrodniczką. Poniżej wymieniam te, z których wyciągnęłam najważniejsze wnioski.
Każdy wysiew ma swój czas
Kto nie wysiewał pomidorów w lutym, niech pierwszy rzuci kamieniem :P W mediach społecznościowych sezon ogrodniczy zawsze nabiera tempa już z początkiem roku, więc kto pierwszy ten łapie szybko kontent i masę obserwatorów. W praktyce wygląda to tak: wybujałe siewki, które kończą jako wiotkie sadzonki, mniej odporne na wiosenne przymrozki. Teraz wiem – wszystko ma swój czas. Pomidory wystarczy wysiać pod koniec marca, by móc po II połowie maja wysadzać je w miejsce docelowe.
Hartowanie roślin z dala od pełnego słońca
Gdy zaczynałam swoją przygodę z uprawą pomidorów, to były jeszcze czasy blogowe – w internecie nie było tylu poradników, co dziś. Wystawiłam więc wszystkie swoje rozsady na południową stronę, przy samej elewacji domu. Majóweczka była piękna i słoneczna, więc – jak możecie sobie wyobrazić – rozsady dostały niezłą „saunę”. Liście trochę ucierpiały, ale na szczęście rośliny były dobrze nawodnione, więc jakoś to przetrwały.
Dziś już wiem, że hartowanie to proces. Lepiej zaczynać od cienia, potem półcienia, stopniowo wydłużać czas na słońcu i dopiero po kilku dniach przenieść rośliny w pełne światło. Dzięki temu liście mają szansę przyzwyczaić się do ostrzejszych warunków i nie doznają poparzeń.
Trawy ozdobne powinno dzielić się tylko wiosną
Pewnej jesieni, w przypływie energii, postanowiłam podzielić moje rozplenice. Wydawało mi się, że skoro byliny często dzieli się wiosną lub jesienią, to i trawy ozdobne poradzą sobie bez problemu. Niestety – żadna się nie przyjęła. Dopiero później dowiedziałam się, że rozplenice najlepiej dzielić wiosną, gdy ruszają z wegetacją, a nie podczas ich kwitnienia.
To była bolesna, ale bardzo cenna lekcja – teraz już wiem, że przed większymi pracami warto sprawdzić wymagania konkretnej rośliny.
Nie każda roślina to dobry sąsiad
Jesienią posadziłam czosnek ozimy odmiany ‘Harnaś’ między krzaczkami młodych truskawek, które ledwo co odmłodziłam. Niestety latem okazało się, że truskawki zabierały wodę i składniki odżywcze, a czosnek co prawda urósł duży, ale nie gigantyczny, jak planowałam.
Kilka lat temu spróbowałam też uprawy czosnku wiosennego w ten sam sposób i efekt był jeszcze gorszy – potężne truskawki całkiem go zagłuszyły. Teraz wiem, że śródplon (wyjaśnienie tego słowa znajdziesz we wpisie Jak zaplanować efektywny warzywnik?) nie zawsze się sprawdza.
Każda roślina potrzebuje przestrzeni do wzrostu
Kilka lat temu posadziłam aż 10 kg ziemniaków na naprawdę małej przestrzeni. Krzaczki tak porozrosły, że bałam się wejść popielić i wszystko zarosło chwastami. Pod koniec lata odkryłam mnóstwo malutkich bulwek zamiast dorodnych ziemniaków.
Wyciągnęłam lekcję – mniej znaczy więcej. Lepiej posadzić mniej ziemniaków, ale dać im przestrzeń, niż upychać na siłę.
Ściółka nie zastąpi podlewania
I kolejny błąd z tego sezonu - zastosowałam ściółkę w postaci słomianego pelletu w szklarni pod pomidorami i myślałam, że przez większość czasu krzaczki miały wilgotno. Tak drobna ściółka mnie zmyliła, bo pomidory wykazały duże niedobory, które próbowałam uzupełnić nawozami a w konsekwencji wyszło że były za mało nawodnione.
Nie lekceważ ściółki — ona naprawdę działa
Jednego roku posadziłam ogórki w warzywniku bez żadnej ściółki. Po deszczach chwasty zawładnęły zagonem i szukanie ogórków stało się przygodą. Dziś już wiem, że koniecznie muszę stosować ściółkę podczas uprawy ogórków. Od kilku lat używam folii biodegradowalnej, którą zobaczyłam kiedyś w pewnym gospodarstwie.
Młode rośliny są bardziej narażone na atak ślimaków
Z iloma to ja roślinami musiałam się pożegnać, bo zniknęły w paszczach ślimaków… Jednego roku nie miałam ani cukinii, ani dyni, innego straciłam całą kolekcję podpędzanych dalii. Przerobiłam chyba wszystkie „domowe sposoby”: pułapki piwne, wieczorne łapanie, sól, trociny, okrzemki – i nic nie zadziałało na dłużej. Nie mam grządek podwyższanych, więc nie testowałam taśm miedzianych ani elektrycznych zapór.
Dziś wiem jedno – jeśli chcę, by młode sadzonki przetrwały, trzeba działać skuteczniej niż tylko łapać ślimaki. Stosuję dwie metody: ekologiczne granulki na bazie fosforanu żelaza (bezpieczne dla psa, kota i jeża, które mam w ogrodzie) oraz przecinanie ślimaków na miejscu. Nie ma znaczenia, że ślimaki są kanibalami, ale są roślinożerne. Po przecięciu rozłożą się na miejscu, wzbogacając glebę organicznie. W ogóle większość organizmów glebowych jak dżdżownice, larwy chrząszczy, skoczogonki, itp. po śmierci ulega rozkładowi w glebie. Ich ciała stają się źródłem materii organicznej i składników odżywczych, które wzbogacają glebę i wspierają rośliny. To naturalny element obiegu materii w ekosystemie.
Ekologiczne granulki stosuję wyłącznie wiosną, gdy rośliny są mniejsze i wrażliwsze, niż większe okazy.
Zimna Zośka to nie banał
Kiedyś zrobiłam własną rozsadę aksamitek – byłam z siebie taka dumna! Ale nie miałam jeszcze szklarni, a sadzonki rosły jak szalone i zajmowały coraz więcej miejsca w domu. Pomyślałam więc: „wysadzę wcześniej, przecież już jest ciepło”. Zrobiłam to jeszcze przed „Zimną Zośką” – i o jakie było moje zdziwienie, gdy następnego dnia zobaczyłam zupełnie zniszczone, zdechłe rośliny. Przymrozek zrobił swoje.
Teraz już wiem, że aksamitki, pomidory, ogórki, dynie i inne ciepłolubne muszą czekać do momentu, gdy gleba się nagrzeje, a ryzyko przymrozków naprawdę minie. Lepiej trzymać sadzonki tydzień dłużej pod dachem, niż stracić całą rozsadę w jedną zimną noc.
Zachowaj umiar w nawożeniu
Jednego roku, sadząc pomidory w szklarni, do każdego dołka dodałam granulowany obornik i sporo własnego kompostu. Pomyślałam – „będą miały bogato!”. No i faktycznie – po kilku tygodniach rośliny były gigantyczne, liście ogromne i soczyście zielone, ale słabo kwitły i owocowały.
Nie ma co szaleć z nawozami, nawet tymi naturalnymi, bo można rośliny przenawozić. Najbezpieczniej jest je dawkować.
Nowe metody? Najpierw teoria, potem praktyka
Jednego sezonu postanowiłam wypróbować nawożenie roślin przy użyciu bokashi. Wykopałam większy dół, wyłożyłam do niego resztki z bokashi, przysypałam ziemią i od razu posadziłam sadzonki. Niestety nie doczytałam wcześniej, że trzeba odczekać około dwóch tygodni, aby pH z kwaśnego podłoża ustabilizowało się na poziomie bezpiecznym dla roślin. Moje sadzonki nie miały tyle czasu i padły po tygodniu.
Każda wpadka to lekcja
Dziś podchodzę z większym luzem do tego, co się wydarzyło. Każdy sezon to nauka. Dzięki temu w kolejnym postąpię inaczej.
W ogrodnictwie nie chodzi o perfekcję. Chodzi o radość, odkrywanie i uczenie się – nawet z błędów. Bo to właśnie one sprawiają, że ogród jest nasz, że staje się miejscem, które tworzymy własnymi rękami, sercem i głową.
A Wy? Macie swoje „ogrodnicze wpadki”, z których dziś się śmiejecie?
Żałuję,że nie zrobiłam 10 lat temu zdjęcia swoim 29 sadzonkom pomidorów,które za wcześnie posiałam i wybujały mi w salonie między oknem a kanapą:)Z kolei przed domem posadziłam kiedyś młode begonie w pełnym słońcu i okryłam je zwykłym parasolem..Ale i tak prawie się ugotowały jak kapusta:)W ogóle bawi mnie taki poligon doświadczalny,który mam na swoim małym ogródku.Tylko na tarasie udawały mi się ogórki,bo ślimaki nie miały siły wejść na piętro.Porażek mam mnóstwo,ale czasem coś się uda:)Twój blog jest najlepszym poradnikiem,naprawdę.Dziękuję,Ewa.
OdpowiedzUsuń